Jak uciec z czasów zarazy? – Leśny Duch

To nie będzie takie proste. Godzisz się na to, jeżeli to czytasz. Najważniejsza jest decyzja. Jeżeli masz to za sobą, wybierz dzień. Najlepiej niedzielę. Upewnij się kiedy jest. W czasach zarazy łatwo zgubić rachubę. Ostatecznie każdy dzień może być dobry na ucieczkę.

Ustaw budzik bardzo wcześnie. 4:00 w nocy będzie OK. Dzień wcześniej naszykuj wszystkie potrzebne rzeczy. Wyjmij z zamrażarki chleb upieczony w lepszych czasach. Postaw na kuchence garnek z wodą, gdy wstaniesz wystarczy, że wrzucisz parówkę z lodówki. Ja wrzucam sojową. Ciemność w kuchni. Płomień z palnika otacza niebieskim kręgiem najbliższe otoczenie. Cienie tańczą na termosie i jabłku naszykowanym na później. Jem na stojąco. Nie mam czasu do stracenia. Klamka. Delikatnie, nikt z rodziny nie może się obudzić. Sąsiedzi nie powinni się dowiedzieć, że uciekam/uciekasz z czasów zarazy.

Jeżeli będziesz mieć szczęście zaspany spiker z radia zagra Ci pocztówkę z Twojego dawnego życia. Ja mam. Leci Nicolas Jaar, Space is only noise if you can see. Jadę na zachód, świt ściga mi plecy, ale mam jeszcze czas. Upewnij się, że granice miasta są jeszcze otwarte. 

 

 

I oto stoję przed czarną ścianą drzew. Nadal rządzi noc. Las przygarnia. Rozbrajający spokój. 5:10, godzina ptaków. Las jest wybitnym słuchaczem. Zawsze nadstawia ucha. Zamienia się w słuch dla każdego. Nie wzdycha. Nie ocenia. Jest czystą akceptacją. Tak, tego potrzebuje. Wchodzę.

By uciec z czasów zarazy musisz zrobić jeszcze jedną rzecz. Zejdź ze ścieżki. Szybko odkryjesz dwie rzeczy. Niezależność. Nogi same Cię poniosą, mamy to zapisane pod skórą. Drugie odkrycie – poza szlakiem są inne ścieżki. Te właściwe. Nie przeoczysz ich. Te małe dróżki należą do zwierząt. 

Udało się, uciekłeś z czasów zarazy. Tu, w lesie, nie ma żadnego czasu. Las jest trwaniem. Tu już wszystko było, tu jeszcze wszystko będzie. Tu wszystko jest o równowadze. Idealne warunki do nauki.

W czasach zarazy sporo się mówi o naturze. Jak korzysta z chwili oddechu. Jak małpy zasiedlają place. Jak delfiny pokazują się w tłocznych wczoraj portach. Jak łabędzie zwiedzają weneckie kanały. Gdyby tak dać jej więcej miejsca, przesunąć się i ścisnąć trochę. To plus więcej szacunku. Kolejność dowolna.

Gdy obracam w ustach słowo szacunek słyszę miękkie kroki. Ciemny brąz między drzewami. Klempa Łosia z nie-takim-małym młodym. Prawdziwy gospodarz tego miejsca. To największe stworzenie w promieniu 200 kilometrów. To się od razu czuje. Łoszak się schował, ale Ona nie poruszyła się nawet o centymetr. Gdy wieje wiatr korzystam by podejść bliżej. W końcu staje z nią oko w oko. Dzieli nas może 40 metrów. Stoję przytulony twarzą do sosny. Czuję jak pień porusza się w rytmie wiatru. To trwa. Kołysze mnie las. Potem po prostu rozchodzimy się w swoje strony. 

Tego dnia spotkałem więcej Łosi niż ludzi. Tak ucieka się z czasów zarazy.

Gdy ponownie siedzę w samochodzie z głośników leci:

Minus 10 w RIO,  Dżuma w Santa Fe. Wszystko obok mija. Jak wariata sen.

 

Przecież wszystko już było, wszystko jeszcze będzie.

Leśny duch.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *