O chłopaku, który zszedł ze ścieżki. Kilka słów o obecności.

Też dopada Was czasem moment obezwładniającego zachwytu? Uczucia, które płynie wprost z obecności. Z bycia świadkiem. Z tu i teraz.

Ten krótki filmik to pierwszy zapis z mojej fotopułapki. Jest dla mnie dość niezwykły. Przecież zwykle na taką blaszaną małą puszkę z kartą pamięci w środku nagrywa się lis. Czasem jeleń. Polująca nocną porą sowa. Wszystko to drobny wycinek leśnej historii. Sensor wykrywa obecność i włącza cyfrowy zapis.

Spodziewałem się zobaczyć tu zwierzę. Marzyłem o borsuku. To było coś innego. Co wyzwoliło zapis w tym przypadku? Polubiłem myśl, że to sama obecność lasu. Skumulowana energia w równowadze. Może to te promienie światła, które jeszcze 8 minut temu były na powierzchni słońca. Teraz tańczą na sosnowych pniach. Obecność. 

Wagabundzi. 

W takiej obecności właśnie wędrowcy rozpuszczają swoją samotność. Nasz zamknięty w skrzyżowaniach i rondach świat widuje ich czasem. Gdy stoją na skraju lasu. Oni patrzą w dal gdy zawieje wiatr. Margines społeczeństwa oznacza dla nich najwięcej przestrzeni. Azyl.

Do takich należał Christopher McCandless. Bohater książki Jon Krakauera „Wszystko za życie”  i kapitalnego filmu w reżyserii  Seana Penna. Into the wild. Człowiek legenda dla wielu szwendający się po bezdrożach świata.

Szkolna fotografia. Znajdź na niej chłopaka z najmilszą twarzą. Tego z nieobecnym uśmiechem. Jest też wyróżniającym się uczniem. To właśnie McCandless.

Urodził się 1968 r., w Kalifornii. Następnie przeprowadzka do Wirginii. Ojciec, naukowiec, pracujący w NASA. Ładny dom na typowym przedmieściu. Rodzice wyśnili dla niego amerykański sen. Może studia prawnicze? Szczęście wyrażone dobrym samochodem i drogim garniturem?

On miał na siebie zupełnie inny plan. Dojrzewał w nim od długiego czasu. Wiedział, że zejście ze ścieżki będzie wymagało wielkiej odwagi. Cierpliwie więc zbierał siły.

Chris przeżywał wszystko bardzo intensywnie. Swój idealizm, karmił książkami. Henry David Thoreau, Lew Tołstoj, Jack London. 

Źr
Henry David Thoreau – amerykański pisarz, poeta i filozof transcendentalista

Studia. A jakże, historia i antropologia. Tematyka kryzysu żywnościowego w Afryce, Apartheid, Historia Myśli. 

Uniwersytet Emory’ego kończy z wysoką średnią na dyplomie. Ostatni rok studiów to zapowiedz wielkiej przemiany. Pozbył się większości rzeczy. W pokoju wypełnia materac i mnóstwo książek.

Miał tez 25 tys. dolarów.

Kwota, która pozwala urządzić sobie nowe życie każdemu 25 latkowi niezależnie od szerokości geograficznej. On na krótko przed swoim zniknięciem lekkim ruchem daruje pieniądze (24 tysiące dolarów) na konto organizacji walczącej z głodem w Afryce.

Jest Sierpień 1990 r. Chris rusza przed siebie zostawiając za plecami jedynie cienką strużkę śladów. Bo ile może po sobie pozostawić człowiek, który pragnie mieć Nic. Który chce zniknąć. 

Co byście pomyśleli o takim człowieku?

Jedni czują sprzeciw, może złość. To przecież okrutne,  prawdziwy dramat dla rodziny. A są tacy, którzy już widzą siebie w tych styranych butach na ostatnim odcinku szlaki. Zejść ze ścieżki. Zagubić się. Choć na chwilę.

Alexander Supertramp. Od teraz używa tego imienia.

Alex wyśnił sobie swoją własną Odyseję. Podróżuje przez Arizonę, Kalifornię i Południową Dakotę. Przemierza Stany Zjednoczone z wschodu na zachód. Jedzie autem, płynie kajakiem, maszeruje. Potem korzystając z każdej okazji przemieszcza się ostro w górę mapy. Tam czeka na niego Alaska. Myślał o niej w każdym etapie swojej podróży. Finał Odysei.

Brak planu. Życie się toczy. Jutro też będzie. Wstanie dzień.

Być może właśnie z takimi słowami na ustach 28 kwietnia 1992 r. rusza w kierunku podnóża Denali, najwyższego szczytu Alaski. Zaszyć się tam gdzie docierają nieliczni.

Po przeprawieniu się w bród przez częściowo zamarzniętą rzekę Teklanika,  zapisze w swoim pamiętniku ważne słowa:

„Dwa lata wędruje po świecie. Żadnego telefonu, żadnego basenu, żadnych domowych zwierzaków, żadnych papierosów. Totalna wolność. Esteta, podróżnik którego domem jest droga. Uciekł z Atlanty. Nie będziesz powracał, pamiętaj sobie, najlepiej jest na zachodzie. Teraz, po dwóch latach wędrówki, nadchodzi najważniejsza i największa przygoda. Ostateczny bój, aby zabić fałszywe istnienie wewnętrzne i zwycięsko zakończyć rewolucję duchową. Dziesięć dni i nocy w pociągach towarowych i autostopem przywiodło go na wielką, białą północ. Nie będzie już zatruwany przez cywilizację, od której ucieka; wchodzi samotnie w krainę, by zagubić się w dziczy. Alexander Supertramp, maj 1992”.

Zobacz cel podróży Alexandra.


Ma ze sobą 5 kilogramów ryżu, tanie buty i strzelbę zbyt małego kalibru, by zabić nią grubszą zwierzynę. Większość jego skromnego bagażu stanowią… książki: dzieła m.in. Thoreau, Tołstoja, Gogola i przewodnik po roślinach jadalnych.

Krytycy mówią, że nie planował, nie miał żadnego sprzętu. Że, szedł przed siebie niewiele kalkulując. A są tacy, którzy chcą mu podać dodatkowy koc i dać dobrą radę.

Wylądował w niezwykle trudnym rejonie, bardzo wymagającym nawet dla doświadczonych traperów. Chciał tu przywitać wiosnę i przeżyć kilka miesięcy. Wiosna to wolność. Święto życia.

Park Narodowy Denali to 24000 kilometrów kwadratowych dziczy. Dla porównania Bieszczadzki Park Narodowy zajmuje 2100 kilometrów kwadratowych.

Żyją tu setki Niedźwiedzi, duża populacja Karibu (Renifer Tundrowy), Wilki, Kojoty, Łosie, Świstaki, Lisy, Rysie, Rosomaki.

Pod koniec czerwca poczucie pojednania z naturą rozpuszcza ostatecznie jego wewnętrzną samotność. Postanawia wracać. Jest podekscytowany. Szykuje się do powrotu.

2 lipca zapisze w pamiętniku

“Katastrofa… Zalany. Rzeka wygląda niemożliwie. Samotny, przerażony.”

Potok, który pokonał zimą teraz jest rwącą rzeką o szerokości 30 metrów. Nie do sforsowania bez sprzętu, zapasów. Christopher dodatkowo boi się wody.

Wolność, okazała się śmiertelną pułapką.

Krytycy powiedzą, że gnój nie miał za grosz doświadczenia, że to wszystko brzmi jak szczeniacki wybryk.  A są tacy co pokornie przypomną sobie swoje własne wzloty i upadki. 

Christopher zabija łosia. Najtrudniejszy wybór. Życie za życie.

Gdy nie udaje mu się skutecznie sprawić mięsa załamuje się. 

“Teraz żałuję, że zastrzeliłem tego łosia. Jedna z największych tragedii mego życia”  – zapisuje w dzienniku.

Jedni pomyślą o Łosiu jako o trofeum. Są tacy, którzy zobaczą tu wyłącznie ofiary.

Nieodpowiedzialny. Odpowiedzialny.

A może te dwie prawdy mogą funkcjonować równolegle? Równoprawnie. 

Może mogą tak trwać. Jak my, którzy utknęliśmy w systemach i zobowiązaniach, jak my, którzy wciąż oglądamy się by ruszyć na północ. Świat jest dość duży by każdy miał okazję wierzyć we własną Odysseję.

Zamknąć nawias społeczeństwa. Wydostać się z niego. Alexander Tramp dla wielu stał się symbolem bezkompromisowej, może nieco naiwnej, ale do granic bólu i życia szczerej wolności.

Przed nim było ich wielu, w większości nigdy o nich nie słyszeliśmy. Wymknęli się na dobre. 

Trwają gdzieś w zachwycie. Obecni jak nigdy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *